niedziela, 18 października 2015

Brejkam wszystkie rule, czyli LIEBSTER BLOG AWARD


OMG! OMG! Przemiła Luiza z bloga Home Like I Like odznaczyła mę wcalę nie wątłą pierś słodkim wyróżnieniem. Jest to liebster blog award*.

W mojej blagierskiej blogerskiej (ekhm) karierze jest to wyróżnienie pierwsze i prawdopodobnież ostatnie, więc się szczycę i wywyższam. 

Ktoś niegłupi mógłby skomentować, że to działa jak kółko wzajemnej adoracji albo inne kółko różańcowe czy słynny łańcuszek, który trzeba odesłać do jedenastu osób, bo inaczej w Gwatemali umrze mały koteczek. Uwielbiam i małe koteczki z Gwatemali i kółka różańcowe, więc mnie takie uwagi nie ruszają i puszczam w świat, ten oto łańcuszek lukru i miłości. 

Bo, najlepsze blogi polecają najlepsze blogerki**.  

Niektóre uwielbiam, niektóre czytam tylko z zawiści, wszystkie polecam, jeśli komuś, tak jak mi, już się nudzi jego własne życie i chce pożyć cudzym, ciekawszym. 




Nominuję Czytam:

1. Agatę, co ma Nosa

Kiedy byłam jeszcze piękna i młoda i przejmowałam się swoim wyglądem, bo szukałam drugiego męża, Agata była dla mnie guru*** makijażu. A jak ona pisze o zapachach! Pisanie o zapachach jak opowiadanie niewidomemu o kolorach, a Agata to umie! Agata jest do tego ujmującą osobą, piękną (zazdrość) i biegającą (zazdrość) młodą mamą (zazdrość, zazdrość, zazdrość). I wegetarianką (mega-zazdrość!). 

2. Mamę Ammara, która pisze bloga Jordania Okiem Polki

Umma Ammar, to wspaniała kobieta. Piękny człowiek. Mądra, pracowita i do tego nasza, nasza polska na obcej dalekiej ziemi. Pisze barwnie i dużo, a ja lubię dużo czytać. Jej saga o ludziach lodu, saga o własnym weselu sprawiła, ze miałam zamiar rzucić wszystko i wyjść za  jakiegoś przystojnego Jordańczyka, tylko, że żadnego nie znam i mąż mi nie pozwolił. Z bloga wyłazi jej nieprzeciętna osobowość, w komentarzach ogromna ludzka życzliwość, a dyskusje się tam toczą do rana. I nie są to łatwe dyskusje, jak się domyślacie. 

3. Pandemonię, co ma Skorpiona w Rosole

No ludzie, jak ta babka pisze, no! Książki pisze, wiersze, blogi, bajki. Piekielnie inteligentne teksty, wcale niejadowite ;-) Konkursy literackie wygrywa (przyszłość widzę, przyszłość). Kręgosłup ma złamany, ten fizyczny, ten moralny trzyma się prosto jak drut, i to w często niełatwych okolicznościach. Po jej wpisach łkam cicho z zazdrości. Pióra jej zazdroszczę. Jakże ja pragnę jej pióra! Ale nie za pieniądze ono. Pióro się ma, albo się nie ma, reszta to warsztat, pot, krew i łzy.

4. Kaczkę z La Terra ...

Kaczka ma męża, dzieci i teściów. Banał? Hahahahaha. Sprawdźcie sami. Niech Was zatka. 
Boginia metafor, słów używa przebiegle. Poszerza moje wąskie horyzonty o znaczenia, których nie pojmę. Poliglotka, żona i matka, inteligentna bestyjka, bystra obserwatorka. Zero moralizowania. Sama słodycz języka polskiego, który dzięki jej sztuce (bo nie sztuczkom) staje się ambrozją. Chapeau bas! Jak dorosnę, będę kaczkom.

5. Bożenę, co ma Różne Sytuacje

Bożenę się albo się kocha od pierwszego wejrzenia, albo się... kocha. 
Jakie ona ma w życiu sytuacje! I jak smacznie o nich pisze!
Lubię, że ma dystans do siebie a do tego niebagatelny talent.
No i ma Sekretarkę ;-)

6. Annę z Barbarella.blog.pl

Baśkę/Annę obwiniam o rozpad moich więzi małżeńskich. I to w obydwu moich małżeństwach!
Ileż ona dobrych książek poleciła a ile seriali! Generalnie gust filmowo- książkowy mamy taki sam, czyli bdb i jedynie słuszny. No i obie wolimy psy od kotów, kochamy Prachetta i seryjnych morderców a jak mamy niezwiązane włosy, to wyglądamy jak wściekły koker spaniel
Nie umieściłam na jej blogu bodaj jednego komentarza, zbyt jestem wściekła, że ona patrząc na rzeczywistość, widzi te wszystkie drobne absurdy i potrafi jej trafnie przyszpilić. 
Weteranka blogosfery, pisze, odkąd ja czytam. Blogi, w sensie :p
Współautorka scenariusza do Lejdis

7. Luizę, co ma dom, jaki lubi.

Kobieta z klasą. Pięknie pisze, inspiruje. Pierwszy raz w progach jej bloga mnie olśnił. I olśniewa nadal, bo Luiza wyszukuje wnętrzarskie perełeczki z górnej półeczki. I takie to piękne, amerykańskie. Na Hamptonsie, trellisach,  i błękitnej porcelanie zna się, jak mało kto w polskiej blogosferze. Od męża mam bana na jej bloga, bo przez nią ciągle chcę kupować jakieś drogie hamerykańskie hermesy, zamiast kocyka z Biedry ;-) A  na kocyk z Biedry mnie od biedy stać. 

Jezu, chyba złamałam regulamin, chyba mi nie wolno czytać tego bloga, co mnie polecił. Trudno, to nie są Oskary, kapituła mnie nie wykluczy w przyszłym roku.

8. Magdę, z Homecreations.pl

Magda to legenda, dla tych, którzy śnią american dream. 
Wszystkiego, ale to absolutnie wszystkiego jej zazdroszczę :) 

9. Alicję z Fusion House.

Ta babka to twardy zawodnik. 
Zdjęcia robi takie, że mam ochotę ugryźć swojego srajfona w d**ę, że takich nie umi. Wiecie, złej baletnicy... Są tak smaczne, że połowę rzeczy  z jej domu wyniosłabym cichaczem a po drugą połowę włamałabym się jawnie, gdybym tylko znała jej adres. Inspiruje, miksuje miesza. Istny fjuszjon stylów. Pokazała mi Wojowników Miłości, za co jestem jej dozgonnie wdzięczna. Teraz rzadko pisze,  częściej fotografuje obłędnie piękne kobiety (oczywiście zazdrość), ale zawsze lecę do niej z wywieszonym jęzorem.

10. Riennahera 

Współczesna Ania z Zielonego Wzórza, trochę szafiarka, bardziej filozofka. Czytam, bo lubię, lubię, bo czytam. Mieszka w Londynie, czyli tam, gdzie JA powinnam mieszkać (oczywście: zazdrość). Najbardziej polecam Psychopatyczne Atrakcje Turystyczne.  Za nic w świecie nie powtórzę po pijaku nazwy jej bloga, to trudniejsze niż sławny test na Gibraltar.

11. Ryfka, która ma Szafę

Matka wszystkich szafiarek, ale trochę sztywniara. Absolutne panuje nad swoim słowem pisanym, stylizuje się na Minionka lub oficera Luftwaffe. Czytuję, jak Sienkiewicza, żeby sobie doszlifować styl.

Riennahera: A bad day in London is still better than a good one anywhere else. 
KOLEJNOŚĆ JEST ABSOLUTNIE PRZYPADKOWA !
To nie jest żaden ranking, bo jestem na to za głupia i się nie znam.

Czytając powyższe, nie da się ukryć, że jestem wstrętną feministyczną świnią, bo w zestawieniu same babskie blogi. Wszystkim czytanym i podziwianym przeze mnie kobietom zazdroszczę albo talentu, albo urody albo i talentu i urody. 


* Nie rozkminiłam do końca o co cho, ale w skrócie cho o to, żeby zadać 11 pytań ulubionym blogerom. Tzn. jeszcze nie wymyśliłam tych pytań, ale chyba mogę opublikować moje ulubione blogi?! Help?! Anyone?!

**Agata poleciła kiedyś niepiszącą już Kurę (kto wie, dlaczego Kura nie pisze?!), którą ja też polecam, ale tylko twardym zawodniczkom. Hardkorom z jajami, bo Kura słowem nie pieści. I podobno jest sławna. Z tefałenu.

***Tzn. jest nadal i nadal jak nikt inny potrafi wzbudzić moje pożądanie do kremiku, czy innego pazłotka-na-oko. Teraz jednak wolę (czyt. muszę) swoje miliony wydawać na dom. I dzieci. I kredyt. I kredyt i kredyt. I nie, edytor tekstów mi się nie zaciął. Nie zaciął, nie zaciął. 






piątek, 16 października 2015

Mydlenie oczu i nagrody



Jestem beznadziejną gadżeciarą, sroczką-zbieraczką i jak twierdzą zawistni oślepioną konsumpcjonizmem bezmyślną zakupoholiczką.

Piękne przedmioty sprawiają, że moje serce bije szybciej.

Oczywiście, że zakupami mszczę się mentalnie na moim ubogim dzieciństwie i gram na nosie ładniejszym ode mnie koleżankom. Czyli wszystkim moim koleżankom, jak się tak lepiej zastanowię.
(czy ja wspominałam już, że mój psychiatra ma z tego doktorat?!)

Nieodwzajemnioną* miłością darzę djory i szanele. 

Lecz pochylam się też nad szlachetnym minimalizmem.
(Zdarza się, pamiętajmy jednak, że barok i rokokoko to moje imiona z bierzmowania)

Wzruszają mnie fairtrady i ręcznie wyrabiane mydełka
(Tzn. wiem, że w Chinach ośmioletnie dzieci też ręcznie wyrabiaja mydełka dla djorów* i szanelów* właśnie, ale umówmy się, że to mnie nie wzrusza a wkurza bardziej)

Trafiłam kiedyś u Agaty  na Ministerstwo Dobrego Mydła i wsiąkłam.
Nienawidzę firm, które mają takie fajne hipsterskie nazwy (kto mi kazał się nazwać jakimś kaszmirem?!!) .

Z tej całej zadrości zamówiłam zatem worek mydła, choć nie jestem ekologicznym freekiem. Jestem freekiem, po prostu, bez żadnych hipsterskich przyimków**

No i patrzcie, jakie to wszystko piękne i jak idealnie nadaje się do zdjęć do blożka:

Mus nagietkowy
Olej i mus
Mydła, od góry: marchewkowe, rozmarynowe i kawowe

Przepraszam, mam przymus opisywania zdjęć, zatem "mydło i gąbka"
Odkąd używam mydła rozmarynowego niestraszny mi lanczyk na Zbawixie. Jestę hipsterem ;-)
Mydło rozmaryn, olejek z orzechów laskowych i mus nagietkowy
Wszystko to pięknie zapakowane, pełne naturalnych składników. Mydła pachną dobrą zielarnią. Mojemu synkowi bardzo smakuje (?!) marchewkowe, moje ulubione to kawowe, bo wszystko, co kawowe, to moje ulubione. Córka podkrada mi mus. 

Acha! A jakie słodkie maile dostajesz z Ministerstwa, jak złożysz zamówienie! Czujesz się częścią jakieś większej, lepszej rodziny, takiej rodziny o której czytałaś tylko w Ani z Zielonego Wzgórza. I to Cię wzrusza, bo zawsze chciałaś być ruda i mieć Gilberta za męża. 

Drogie Ministry! Nigdy nie sądziłam, że mydło da mi tyle wzruszeń! Trzymam kciuki za Wasz biznes! (przepraszam za te wykrzykniki!, chyba za dużo kawy wypiłam!). Wpis nie jest sponsorowany!


A teraz natarta olejem z orzechów laskowych, jędrna niczym szesnastoletnia Norweżka pójdę drwa rąbać (tak na mnie działa ten zapach, no)


p.s. Bardzo dziękuję mojej obecnie ulubionej koleżance Luizie, za wyróżnienie tzn. liebster blog award. Jest to mega-wspaniałe uczucie, że jednak komuś się podoba, to, co tutaj piszę. I że oprócz męża, ktoś to czyta, dobrowolnie. Tzn. mąż czyta chyba jednak pod przymusem, w sumie. 

Jak tylko rozkminię, co i jak, będzie o tym cały, osobny wpis.

Luiza rozczuliła mnie opisując mój styl jako nieco pijany, jednakże ja z tego miejsca chciałabym zapewnić całą moją grupę AA i mamusię, że mam na imię Edyta i jestem trzeźwa




*pięćset złotych za kremik?! Bez jaj, zajączku!

** niech mnie ktoś zabije, czy eko- to przyimek?! chyba nie? Jednakowóż, gdybyż jakaś purystka językowa powiedziała, co to jest to całe eko, tobym napisała właściwie. Przyrostek?! Przedrostek?! Matura moja była taaak dawno temu i obawiam się, że nawet w liceum nie byłam dobra z tej całej gramatyki. 

poniedziałek, 5 października 2015

WRZESIEŃ NA INSTAGRAMIE , czyli wszyscy piszą o sobie, tylko ja piszę o MNIE :D



Mądrzy a przede wszystkim poczytni blogerzy radzą:
nie pisz o sobie, bo to nikogo nie obchodzi. Well...

Niestety, na niczym innym się nie znam (wszyscy myślą o sobie, tylko ja myślę o mnie, jak mówił Kubuś Puchatek), więc niniejszy wpis dedykuję mojej nienarodzonej karierze blogerskiej.

Moją karierę fotograficzną wyraźnie sponsoruje literka I jak Instagram.

We wrześniu jedliśmy:

owoce
owoce z miodem, czyli węgle i jeszcze raz węgle

babeczki z torebki
tak, tak węglowodanki, mniaam, czekoladka, mniam

dyń nie jedliśmy, bo były za piękne
i miały biedronki, a to już za dużo białka



Chodziliśmy po sklepach ogrodniczych
fotografować dynie


Na balkonie sadziliśmy

hortensje i wrzosy a także chryzanemy, które nie okazały się aż tak fotogeniczne


W domu szpanowaliśmy wiecznie zielonymi monsterami i posterami wiecznie żółtymi
o! happy days!

Szpanowaliśmy też szanelami
red lips

i vogami
kawa i gazetka

Urządzaliśmy sypialnię i gabinet (ahahahaha!)

Świeciło nam słońce
sunny day


taki mamy klimat i taki mamy widok z okna

Biegaliśmy też po lesie:
tylko raz, także spokojnie :), nie schudliśmy
I to, wszystko My, Kaszmirowa*, we własnej, nudnej osobie.

*pluralis majestaticus